niedziela, 11 stycznia 2015

po prostu klasyk

Szukając kolejnej subiektywnej perełki natrafiłem myślą na jeden z najznamienitszych przykładów muzyki klasycznej. Oczywiście, twórcy XVI-XIX wieku kojarzą się z Mozartem (szybkie smyczki, matematyczna precyzja), z Beethovenem (przeintelektualizowane kwartety) czy z walcami Straussa (ówczesna "muzyka rozrywkowa"). Słowem - niekoniecznie najprzystępniejsza muzyka.
A tu przykład symfonii o klasycznym 4-częściowym układzie, jednak zawierającej w sobie niezwykły ładunek emocjonalny. Tutaj powinno paść pytanie o cel muzyki zatem... Dla mnie to przede wszystkim nośnik emocji, uczuć, który przez dotykanie przysłowiowej struny w ciele, dociera bezpośrednio do duszy. Może to sztampowe i oklepane sformułowanie, ale najbliższe mojemu postrzeganiu muzyki jako słuchacza i kompozytora : ) Zresztą ciekawa sprawa jak sam Brahms (bo to o nim mowa) siebie określał. Pragnął zerwać z romantyczną uczuciowością i dotarł do formy nazywanej muzyką absolutną, w której o pięknie stanowi melodia, forma samego utworu. Ponoć przeciwnie do Wagnera, którzy wrzucał ogromne pokłady emocji w swoje dzieła. Ale czy piękna melodia wyklucza to, że niesie ze sobą ładunek nie tylko 'czystego piękna' ale i emocji?

Przepiękna, obłędna wręcz 4 Symfonia Johannesa Brahmsa.
Temat z pierwszej części - mistrzostwo. Naprawdę. Polecam wsłuchać się w prowadzone motywy. Tu w wykonaniu fenomenalnych Wiedeńczyków pod batutą Leonarda Bernsteina.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz