wtorek, 30 grudnia 2014

Na Nowy Rok

W Nowy Rok wchodzimy z postanowieniami, liczymy kolejne udane lub nieudane związki, wspominamy awanse, podwyżki, nowych znajomych, stracone dni, zyskane kontakty i milion innych mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. W Sylwestra zabawimy, śmiejąc się z tego co przyniósł poprzedni rok. A tymczasem jednym z najważniejszych wydarzeń kinowych tego roku okazał się absolutnie fenomenalny film "Interstellar" w reżyserii Christophera Nolana.
I skąd nagle ten film na Sylwestra? Podsumowanie, kolejny rozdział zamknięty.
Strony się skleiły, już ich nie otworzymy. To chyba jeden z bardzo nielicznych obrazów, które tak ukazują (przepraszam za kolokwializm) kruchość nas jako ludzi. Widać to zwłaszcza w scenie jak Cooper i Brand wracają na statek. Zgodnie z szczególną teorią względności Einsteina (jak to mądrze brzmi!) ich spędzone 2 godziny na planecie równały się prawie 30 latom na pokładzie statku kosmicznego, a co za tym idzie: również na ziemi.
Ktoś powie "ale to sie wpisuje w mainstream, wszyscy teraz mówią o tym filmie". Tak, oczywiście! Ale wydaje mi się, że swój sukces co najmniej w połowie zawdzięcza obłędnej muzyce Hansa Zimmera. I tu się zaczyna właściwy temat.

Jeden z najwybitniejszych Hollywoodzkich kompozytorów, którego w sumie nie trzeba chyba przedstawiać, sięgnął po raz kolejny po skład orkiestrowy, elektronikę. Tym razem główną rolę w soundtracku grają organy. Niezwykły dźwięk, który tym razem nie poszedł z syntezatora, a z organów w kościele w Londynie, mówi wszystko o filmie. Myślę, że nawet bez obrazu, słuchacz czuje ogrom przestrzeni kosmicznej i małości człowieka przy tym.

1 komentarz:

  1. Chyba obejrzę ten film;)
    Tymczasem dobrego Nowego Roku Ci życzę:) I pozdrawiam noworocznie:) Mam nadzieję, że odpocząłeś już po sylwestrowych podsumowaniach;)

    OdpowiedzUsuń