środa, 28 stycznia 2015

co z chórami?

Do kwietniowej premiery oratorium Ecce Homo (https://www.facebook.com/pages/Oratorium-Ecce-Homo/870016169675868) coraz bliżej. Niewiele ponad dwa miesiące. partie chóralne rozpisane, kończymy orkiestracje, umowy się drukują, aktorzy "zaklepani" - finalizujemy udział p. Stanisławy Celińskiej w roli Narratora. Miejsca występów już dawno ustalone. Strategia medialna również. Za chwilę zaczynają się wywiady, reportaże, próby, kolejne setki spotkań.
Sielankowo, prawda?
Na szczęście projekt nie byłby projektem gdyby coś nie zaczęło w nim szwankować. Jeden z chórów się wycofał, bo odwołano im inny koncert wcześniej i dlatego plany się poprzestawiały.
No to się zaczęło. 15 różnych chórów obdzwonionych. W większości padało pytanie: jakie warunki finansowe?
To ja zadam też pytanie: czy nikt już nie robi nic komercyjnie?

Na pociechę dnia: Le Roi Soleil - francuski musical z 2005 roku, w reżyserii i choreografii Kamela Ouali. Historia Ludwika XIV opowiedziana na luzie, z klasą.

Piękna, prosta, melodyjna muzyka. Może coś takiego stworzyć?

Lubicie musicale? ;)

czwartek, 22 stycznia 2015

na poczekaniu - mistrz JMJ i jego milion euro

Obłędne 48 h w Norwegii, wśród fantastycznych ludzi, w przepięknym (i najdroższym na świecie, jak się okazało po sprawdzeniu kart kredytowych) mieście.
Przemierzyliśmy prawie 30 km na nogach (kto by płacił za komunikację miejską) poszukując ciekawych inspiracji muzycznych. Czy nam się udało? Sami się przekonacie, jak już zmontuję materiał z naszej podróży... ! : )

Tymczasem jadąc samochodem na spotkanie z orkiestratorami oratorium, natrafiłem na klasykę gatunku. Mistrza klawiszy, kabelków, starych radzieckich maszyn, pirotechniki i genialnego wręcz wyczucia na melodie. W 2005 roku dał wspaniały koncert w Stoczni w Gdańsku na 25-lecie Solidarności. Za zagranie wziął ponad milion euro. Szczęka na podłodze. Zacząłem się wykłócać, dlaczego inwestuje się takie pieniądze w zagranicznych artystów. Oczywiście musiał minąć pewien czas i sięgnąłem do muzyki tego twórcy... Złego słowa już nie powiem. Mistrz, geniusz, fantastyczny!!! Kiedyś znany, dziś trochę zapomniany dla naszego pokolenia.
Oczywiście chodzi o Jean Michela Jarre'a. Nie trzeba go chyba przedstawiać bardziej.

Piszę o nim z dwóch powodów. Otóż, po pierwsze, sam dopiero go odkrywam, a po drugie - dzisiaj trochę schodzi z afiszy, przez co nie należy do takiego oczywistego mainstreamu, a stanowi niezwykle emocjonalny materiał (głównie pod względem melodii) oraz tego jak tę samą melodię powtarzaną wielokrotnie sprzedać, podsycając zainteresowanie słuchacza. I w końcu po... trzecie: niesamowita wersja jego utworu - Rendez-vous II, rozpisana na orkiestrę symfoniczną w wykonaniu The City of Prague Philharmonic Orchestra, znanej z rejestracji muzyki filmowej, tym razem pod batutą Nic Raine (autor m. in. tematu bondowskich filmów).

Niezwykłe połączenie pełnej symfoniki z elektroniką. Mistrzostwo jednym słowem.
Sami oceńcie!


wtorek, 13 stycznia 2015

nordyckie klimaty

W czwartek wylatuję z koleżankami z roku do Oslo na 3 dni.
W środku zimy.
Na północ....
Na szczęście spojrzeliśmy na termometr, a ten zapowiedział 4 stopnie na plusie - więcej niż w Polsce!
Tymczasem śledząc kolejne zabytki norweskie, zanurzyłem się w fiordach, zimnych powiewach znad Morza Norweskiego i przypomniałem sobie o fenomenalnym utworze bardzo ciekawego zespołu. Konkretnie z Islandii. Sigur Ros (niedosł.'zwycięska róża') - typ wszechstronnego rocka.
przepiękny falset solisty, gitara elektryczna, z której dźwięk jest wydobywany za pomocą smyczka i w końcu przepiękna aranżacja na monotonny fortepian, orkiestrę i chór chłopięcy - oszałamiający  utwór. Mowa o "Ara batur". Obowiązkowa pozycja dla orkiestratorów. Sam często się inspiruję smyczkami, dramaturgią utworu i w końcu finałem. Niezwykłe. Na samotne wieczory, ale i do kolekcji najpiękniejszych utworów świata. Sami posłuchajcie!
PS Spróbuję nagrać jakiegoś vloga, może uda się znaleźć coś ciekawego/muzycznego wśród uliczek Oslo ;)



niedziela, 11 stycznia 2015

po prostu klasyk

Szukając kolejnej subiektywnej perełki natrafiłem myślą na jeden z najznamienitszych przykładów muzyki klasycznej. Oczywiście, twórcy XVI-XIX wieku kojarzą się z Mozartem (szybkie smyczki, matematyczna precyzja), z Beethovenem (przeintelektualizowane kwartety) czy z walcami Straussa (ówczesna "muzyka rozrywkowa"). Słowem - niekoniecznie najprzystępniejsza muzyka.
A tu przykład symfonii o klasycznym 4-częściowym układzie, jednak zawierającej w sobie niezwykły ładunek emocjonalny. Tutaj powinno paść pytanie o cel muzyki zatem... Dla mnie to przede wszystkim nośnik emocji, uczuć, który przez dotykanie przysłowiowej struny w ciele, dociera bezpośrednio do duszy. Może to sztampowe i oklepane sformułowanie, ale najbliższe mojemu postrzeganiu muzyki jako słuchacza i kompozytora : ) Zresztą ciekawa sprawa jak sam Brahms (bo to o nim mowa) siebie określał. Pragnął zerwać z romantyczną uczuciowością i dotarł do formy nazywanej muzyką absolutną, w której o pięknie stanowi melodia, forma samego utworu. Ponoć przeciwnie do Wagnera, którzy wrzucał ogromne pokłady emocji w swoje dzieła. Ale czy piękna melodia wyklucza to, że niesie ze sobą ładunek nie tylko 'czystego piękna' ale i emocji?

Przepiękna, obłędna wręcz 4 Symfonia Johannesa Brahmsa.
Temat z pierwszej części - mistrzostwo. Naprawdę. Polecam wsłuchać się w prowadzone motywy. Tu w wykonaniu fenomenalnych Wiedeńczyków pod batutą Leonarda Bernsteina.